Pośród wielu powtarzających się nieuzasadnionych zarzutów wobec nowelizacji ustawy pojawia się także taki, że nowe przepisy będą najliberalniejsze na całym świecie. Nie jest to prawda. Dzisiaj przedstawiamy opinię Dariusza Jeżaka-doświadczonego poszukiwacza, który od 10 lat mieszka w Dani i tam właśnie realizuje swoją pasję, korzystając z przyjaznego poszukiwaczom prawa.
Specjalnie dla PZE i środowiska poszukiwaczy w Polsce odnosi się on do zarzutów opisanych przez Marcina Danielewskiego ze SNAP-u, zawartych w artykule, o którym dwa dni temu pisaliśmy tutaj
Dziękujemy Darkowi za ten głos wsparcia i za wiele cennych informacji przekazanych nam na temat działania systemu prawnego dotyczącego poszukiwań w Danii.
Marcin Danielewski– Business Insider: Grozi nam rabunek skarbów. Oto siedem grzechów głównych nowej ustawy „Projekt został podobno napisany na potrzeby ochrony zabytków, przede wszystkim dziedzictwa archeologicznego. Okazało się jednak, że nie był konsultowany z archeologami. Prawda wyszła na jaw 11 lipca b.r., kiedy podczas obrad sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu pojawili się archeolodzy […] Co więcej, w trakcie obrad posłowie popierający projekt nie zaprzeczyli temu, że nowelizacja to efekt lobbowania środowiska poszukiwaczy skarbów”.
Dariusz Jeżak: Co do tego punktu nie rozumiem o co chodzi autorowi, ponieważ lobbowanie jest bardzo starą metodą wpływania na konkretny podmiot w celu uzyskania akceptacji dla swoich działań w ramach prawnych. Nie jest tajemnicą, że środowisko poszukiwaczy od dawna zabiegało o zmianę prawną dla tego środowiska. Były już próby podjęcia rozmów ze środowiskiem archeologicznym bez większych sukcesów. Jak rozumiem archeolodzy traktują nas poszukiwaczy jako wielkie zagrożenie dla dziedzictwa narodowego i nic nie robią w kierunku wypracowania wspólnego konsensusu, więc nie dziwię się, że PZE wzięło sprawy w swoje ręce i opracowało projekt ustawy, i próbowało przekonać polityków do słuszności tego projektu.
MD. „Integralnym elementem projektu ustawy było uzasadnienie, które oparto na nieprawdziwych informacjach. Miały one jednak przekonać członków Komisji Kultury i Środków Przekazu do dalszego procedowania projektu. Ten element został zdemaskowany również 11 lipca na posiedzeniu tejże Komisji. W dokumencie zawarto nieprawdziwe dane na temat liczby detektorystów w Polsce. Podano, że jest ich aż 200 tys. Tymczasem, jak się okazało, miarodajne wyliczenia Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich wskazały, że ich liczba nie przekracza 30 tys. […]
DJ. Nie rozumiem co liczba detektorystów ma wspólnego z jakością ustawy i jej merytorycznością, myślę, że tej liczby nigdy tak naprawdę nie poznamy z powodów właśnie oczywistych, czyli nieprzychylności prawa.
MD. „Nowelizacja ustawy o ochronie zabytków jest niedopracowana i zawiera bardzo liczne błędy. Przede wszystkim traktuje poszukiwaczy skarbów jako osoby posiadające wiedzę archeologiczną.[…]pomysłodawcy nowelizacji zapisali: „W przypadku znalezienia lub pozyskania na obszarze nie większym niż 100 m kw., co najmniej trzech przedmiotów, co do których istnieje przypuszczenie, że są one zabytkami archeologicznymi, prowadzący poszukiwania, o których mowa w art. 36b ust. 1, obowiązany jest niezwłocznie zawiadomić o tym właściwego wojewódzkiego konserwatora zabytków” (Art. 33a. 2.). Przyjęty w Sejmie projekt zakłada więc, że człowiek nieposiadający jakiejkolwiek wiedzy archeologicznej może zdecydować, co jest zabytkiem, a co nie nim nie jest i wówczas dopiero zawiadomić wojewódzkiego konserwatora zabytków. Wobec tego, jeśli detektorysta znajdzie dwa średniowieczne groty włóczni, a nie trzy i uzna, że są to metalowe zwieńczenia płotu, to w zasadzie nie złamie prawa. Powstaje więc precedens, w którym niearcheolog po wykopaniu przedmiotu z ziemi i na podstawie swoich przypuszczeń ma decydować, czy dane znalezisko jest zabytkiem! […]”
DJ. Nikt ze środowisk poszukiwaczy nie neguje profesjonalizmu i czasu poświęconego na edukację, wręcz przeciwnie archeolodzy są dla nas inspiracją i bodźcem napędowy do zgłębiania wiedzy historyczno-archeologicznej. W ogóle nasze światy mogą się wspaniale uzupełniać z odrobiną dobrej woli. Bardzo wielu poszukiwaczy poświęca wiele czasu na merytoryczne przygotowanie się do poszukiwań i posiada szeroką wiedzę na ten temat. To nie poszukiwacze mają wykonać prace archeologów tylko im pomóc, wskazać miejsca, których może sami z braku środków lub czynnika ludzkiego nigdy by nie zlokalizowali.
Czytając ten punkt ujawnia się tak naprawdę, gdzie leży problem polskiego środowiska archeologicznego. Jakie to miałkie i słabe traktować siebie za jedynych słusznych ekspertów. Gdzie wiara w drugiego człowieka w jego pasje i zaangażowanie? To nie poszukiwacze nie poradzą sobie z interpretacją przepisów tylko podejście środowiska archeologów nie może się pogodzić z nowymi realiami. Żaden poszukiwacz nie będzie decydował i wchodził w kompetencje archeologów, wystarczy poprosić poszukiwaczy, żeby przy najmniejszej wątpliwości co do artefaktów dołączyli raport i dostarczyli do muzeum/archeologa.
MD. „Pierwszym efektem nowelizacji będzie masowe bogacenie się detektorystów w oparciu o rabunek dziedzictwa archeologicznego.[…] W zasadzie rabowanie stanowisk archeologicznych niebędących zabytkami wpisanymi do rejestru lub nieujętymi w ewidencji zabytków stanie się powszechnym i bardzo intratnym procederem.
Do tej pory poszukiwacze skarbów handlowali takimi zabytkami. Teraz jednak po ich odkryciu będą zgłaszać się po nagrody […] Zmiany w prawie usankcjonują więc rabunek dziedzictwa narodowego i stworzą z niego dochodowy interes. Można przy tym domyślać się, że wiele skradzionych zabytków archeologicznych, np. z terenu Ukrainy, gdzie toczy się obecnie wojna, trafi do Polski i przedmioty te będą zgłaszane przez detektorystów do wojewódzkich konserwatorów zabytków tylko po to, aby otrzymać nagrody. Będzie to miało również poważne konsekwencje dla wiedzy naukowej, zakłamując minioną rzeczywistość historyczną”.
DJ. Nie rozumiem tego przysłowiowego ,,bicia piany” – to co, są równi i równiejsi? Dostanie grantów na projekty przez archeologów to ok, a nagroda dla stowarzyszenia czy poszukiwacza to już nie. O co chodzi, dlaczego nie mają się cieszyć jedni i drudzy, (wysokie mniemanie nie pozwala na równe traktowanie ludzi bez tytułów?)
Co do drugiej części sformułowanej tezy idąc tokiem myślenia autora, to czy nie oto chodzi, żeby dziedzictwo narodowe pozostało w rękach państwa? Uważam za wielce niesprawiedliwe wrzucanie wszystkich do jednego worka i nazywaniem nas rabusiami. Myślę, że liberalizacja przepisów wręcz przeciwnie do obaw archeologów pomoże na zatrzymanie złych procederów i pomoże na zgromadzenie ogromnej ilości artefaktów w muzeach.
MD. „W ustawie znalazły się zapisy, które informują, że „zgłoszenia poszukiwań, o których mowa w ust. 1, dokonuje się przed rozpoczęciem poszukiwań za pomocą aplikacji mobilnej udostępnionej przez ministra właściwego do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego” (art. 36b ust. 2). Jest to najbardziej intrygujący zapis ustawy, ponieważ korzystanie z aplikacji oznacza zniesienie pozwoleń konserwatorskich na poszukiwania (Art. 109.c z dotychczas obowiązującej ustawy). O mobilną aplikację apelowali również od pewnego czasu archeolodzy, muzealnicy i konserwatorzy, ale w przeciwieństwie do detektorystów, oczekiwali oni utrzymania także dotychczasowego trybu wydawania zezwoleń konserwatorskich na poszukiwania. […]Środowisko archeologiczne chciało więc lepiej kontrolować detektorystów, aby ograniczyć nielegalny handel rabowanymi zabytkami, a detektoryści liczyli na uwolnienie się od tej kontroli. […] Czyli jednak lenistwo! Ministerstwo chwaliło projekt, który znosi pozwolenia konserwatorskie dla poszukiwaczy skarbów i wprowadza aplikację mobilną, której nie ma”.
DJ. Czytając ten punkt nie mogę się oprzeć wrażeniu, że już to kiedyś przerabialiśmy jako naród i dobrze to się nie skończyło: inwigilacja i kontrola. Po co komu wnioski pisemne pozwolenia, czy środowisko archeologiczne naprawdę jest takie naiwne, że to ograniczy liczbę nielegalnych poszukiwań, wręcz odwrotnie, to tylko uprzykrza życie tym wszystkim pasjonatom, co poszukują zgodnie z prawem. Jestem skłonny postawić tezę, że liberalizacja przepisów i zniesienie pozwoleń wpłynęłaby pozytywnie na pozyskiwanie zabytków z kontekstem. Nielegalny handel i rabowanie zabytków to postulat nie do naszej grupy poszukiwaczy, a do odpowiednich służb państwa.
MD. „Wraz z wejściem w życie ustawy o zmianie ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami Polska stanie się najbardziej liberalnym krajem, jeśli chodzi o poszukiwanie skarbów w Europie (bardziej liberalna pod tym względem pozostanie tylko Rosja). Jakie to będzie miało konsekwencje, a przykładowo takie, że mieszkańcy krajów, gdzie prawo dotyczące ochrony dziedzictwa archeologicznego jest ostre (np. Austriacy, Włosi, Niemcy), chętnie odwiedzą „detektorystyczne Eldorado” – Polskę. Można zakładać, że dla osoby z zagranicy przyjazd do Polski i wykopanie zabytków z miejscowymi kolegami detektorystami stanie się bardzo intratnym zajęciem. U siebie austriaccy poszukiwacze skarbów nie mogą tego robić, to poćwiczą na polskiej ziemi. A jako że jesteśmy w strefie Schengen, to takie osoby bez problemu przewiozą artefakty przez granicę i na miejscu, u siebie, zdeponują je w swoich kolekcjach lub sprzedadzą. Polska, jak Egipt rabowany w XIX w. z dziedzictwa archeologicznego, stanie się źródłem bogatych kolekcji tworzonych przez detektorystów z innych krajów europejskich. Skala tego zjawiska zapewne będzie ogromna.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego z posłami (głównie PiS oraz Konfederacji) głosującymi za nowelizacją ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami w zasadzie próbuje zalegalizować mafię poszukiwaczy skarbów. […]”
DJ. Zgadzam się, że drogę dostępu do historii można zdefiniować na wiele sposobów i tak też jest. Jako narody Europy czy świata mamy prawo wyboru i polemiki. Zgadza się, że są kraje o restrykcyjnej polityce archeologicznej ale są też kraje o liberalnej polityce i zapewniam autora, że Rosja to stan umysłu a nie system polityczny. Ja osobiście obcuję z duńskim systemem. Ten system jest bardzo liberalny i nie zauważyłem polityki rabunkowej i detektoryzmu podróżniczego, wręcz przeciwnie poszukiwacze obdarzeni dużym kredytem zaufania są dumni z tego. Ja na każdym kroku naszej współpracy między nami a archeologami mogę poczuć wdzięczność i szacunek dla naszej Pasji.
W Danii nikt nie wypełnia żadnych wniosków o pozwolenie na poszukiwania, po prostu wystarczy ustna zgoda właściciela ziemi i poszukujemy. To wpływa na możliwość przeszukania większej ilości obszarów i uratowaniu przed inwazyjną gospodarką rolniczą artefaktów zalegających w warstwie ornej.
To poszukiwacze sami podejmują decyzję jaki artefakt zarejestrują i dostarczą do muzeum, i jeżeli mamy jakiekolwiek wątpliwości zawsze lepiej zarejestrować 10 rzeczy więcej niż jedną za mało.
To jest tak zwany zdrowy rozsadek i odpowiedzialność +ogromna świadomość nas poszukiwaczy, że to jest nasze wspólne dobro narodowe!!!!
W Danii poszukiwacze po spełnieniu rejestracji artefaktów i odesłaniu przez lokalne muzea tychże raportów do muzeum narodowego, po zakwalifikowaniu zabytków jako zabytki o specjalnej wartości historycznej i wartości kruszcu z jakiego są wykonane, mogą liczyć na wypłatę pieniężną.
Tak zapraszamy kolegów z innych krajów na wspólne poszukiwania ale jako grupa ludzi odpowiedzialnych dokładamy wielu starań, żeby nasi koledzy na równie wysokim poziomie jak my, zarejestrowali artefakty. Po poszukiwaniach to grupa, która zaprasza ma obowiązek zrobić raport i odesłać zabytki do muzeum. Tak, dużą wagę w naszym środowisku przywiązujemy na integrację i socjalne spędzanie czasu.
Tak w Danii powstała aplikacja, która ma pomóc na rejestrowani jak największej liczby przedmiotów, które są zabytkami ale i zwykłymi rzeczami na obecny czas, ale za np.500 lat będą już miały inną wartość historyczną Aplikacja obecnie jest jako uzupełnienie do tradycyjnego sposobu rejestracji artefaktów i jest dobrowolna. Aplikacja została stworzona przez archeologa i informatyka przy współpracy paru muzeów. Odnosząc się do gratyfikacji pieniężnych, które były poruszone w artykule, granty naukowe pomagają na rozwój archeologom, a gratyfikacje pieniężne pomagają stowarzyszeniom, czy indywidualnym poszukiwaczom na inwestycje w pasję.
dla Polskiego Związku Eksploratorów- Dariusz Jeżak
Na zakończenie warto przytoczyć kilka komentarzy poszukiwaczy z Danii i Belgii, o polskich przepisach do poszukiwań, które znaleźć możecie na Yt pod dzisiejszym filmem Artura Troncika (cytujemy je za zgodą autorów).
@makromultikruzer6833
Masakra co Wy tam macie w tym Kraju , Ja mam to szczęście i mieszkam w Danii tu wystarczy ustne pozwolenie lub e-mail od lasów Państwowych i wioooo, trzymam kciuki za poszukiwaczy w PL , życzę wam prostych rozwiązań tak jak w innych krajach
@Morus666
Belgia podobnie, pozdrawiam
@joannakaferska-kowalczyk2438
Wyobraźcie sobie koledzy z Danii, czy Belgii, że przeciwnicy zmian przepisów w Polsce twierdzą, że nasze przepisy będą najbardziej liberalne na świecie, że nigdzie tak nie ma, jak my chcemy, żeby było.
@Morus666
Tak wiem bo zmuszam się do słuchania ich bzdur i czytania ich komentarzy 🙂 Jest przepaść, po prostu przepaść, nie tylko w przepisach i prawie, ale w podejściu i mentalności. PRL i komuna zrobiły swoje, a beton jak działa to każdy wie.
opracowała Joanna Kaferska-Kowalczyk